expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 18 listopada 2013

Biegiem po lekarstwo na głowę

Ależ przewrotny tytuł mi się udał! Czy ktoś się po nim spodziewa relacji z biegu? A jednak - będzie i o wczorajszym Grand Prix zBiegiemNatury w Lasku Młocińskim a także o zbawiennym jego wpływie na moją głowę i osłabione ostatnio nieco ego biegacza.

kolejka po pakiet startowy

przebieranie nogami przed startem


 Impreza była po stokroć NAJ:
1. Trasa była krótka - zawody na 5 km to na ten moment wszystko, na co mnie stać (mentalnie przynajmniej).
2. Biegi z założenia omijają centra miast i asfalt a ja uwielbiam teren. Na Młocinach udało się fantastycznie połączyć uroki lasu z płaską trasą, bez żadnych przewyższeń. Spokojnie można tu walczyć o życiówki.
3. Po raz pierwszy w zawodach pobiegł mój niespełna czterolatek - przeżywałam chyba bardziej od niego :-)
4. Organizacja na świetnym poziomie - bardzo sprawny odbiór pakietów startowych, dobrze poinformowani pracownicy Biura Zawodów, profesjonalne oznakowanie trasy, fantastyczna rozgrzewka (ubawiłam się setnie, patrząc na panów wykonujących "step touch").
5. Po tych zawodach mogę o sobie powiedzieć "jestę blogerę". Rozpoznała mnie Lullaby i to wystarczyło, żebym poczuła się gwiazdą. Poznałam też członków drużyny Bieg_a_my - z tego miejsca serdecznie pozdrawiam i dziękuję za poratowanie chusteczką :-)
6. I to co dla mnie najważniejsze - wróciła moja wiara w Agatę-biegaczkę, przekonałam się, że mogę jeszcze biegać szybko. Po prawie trzytygodniowej przerwie, a później szuraniu w tempie bliskim 7 min/km, wczorajsze średnie tempo 5:32 jest ogromnym sukcesem. Cieszyłam się baaaaardzo, choć biegło się ciężko, na metę wpadłam bordowa na twarzy, ale sił na finisz wystarczyło :-) chyba to będzie moja specjalizacja

na finiszu :-)

Jest więc światełko w tunelu, post Renaty "wlazł" mi na ambicję - czas zaplanować rok 2014.

Kuszą mnie bardzo starty w kolejnych edycjach Grand Prix zBiegiemNatury - potrzebuję jeszcze trzech, żeby medal dostać :-)

Do zobaczenia na ścieżkach!

czwartek, 14 listopada 2013

Jakoś tak jesiennie...

Zaniedbałam bloga ostatnio... Nie piszę, bo o czym niby? Miał być superplan na półmaraton poniżej 2h, przez chwilę nawet zamarzył mi się maraton. Pseudokontuzja całkowicie mi pokrzyżowała plany i wciąż się zastanawiam, czy Półmaraton w Kampinosie nie był jednak ponad moje siły. Mam więc za sobą dwa i pół tygodnia przymusowego roztrenowania, biegam teraz woooooooolllllnnnnnnooooooo okrutnie i nie więcej niż 10km za jednym zamachem. Już po kilku kilometrach czuję dyskomfort :-( Cały czas porządnie rozciągam przeciążone mięśnie, rozmasowuję je piłeczką tenisową i mam nadzieję, że już niebawem na drzwiach mojej lodówki znów zawiśnie ambitny plan treningowy.

moja trasa podczas prywatnego Biegu Niepodległości

Tymczasem nie lenię się tylko pąpuję. Nigdy nie lubiłam pompek, ale odkąd biegam włączyłam je do repertuaru ćwiczeń ogólnorozwojowych. Zresztą Smashing Pąpkins to zupełnie inna bajka. Jest rywalizacja, jest wyzwanie, jest perspektywa robienia 100 pompek jednego wieczora jeszcze w tym roku! Super akcja, o której dowiedziałam się z bloga Krasusa - przyłączajcie się tutaj. Jestem po pierwszym dniu, w którym udało mi się napąpować 25 sztuk - to mój absolutny rekord. Dziś kolejne podejście i aż się boję, bo ciągle mam zakwasy na "klacie" i brzuchu.

A żeby nie było tak pesymistycznie - w niedzielę wybieram się do Lasu Młocińskiego, aby w miłej atmosferze pokonać 5 km w ramach cyklu zBiegiem Natury. Wybieracie się?

wtorek, 5 listopada 2013

Pozdrów biegacza!

Przyłączam się do bardzo fajnej akcji innych blogaczy,  o której dowiedziałam się z portalu bieganie.pl.
Prosta sprawa - gdy mijasz na treningu kogoś, kto tak jak Ty, biega w deszczu, o 23 w nocy czy o piątej nad ranem - podnieś dłoń, skinienie głowy i uśmiech też będzie OK.
Nie wiem, jak Wam, ale mnie takie pozdrowienia niezwykle pomagają, zawsze mimowolnie przyspieszam, gdy ktoś odpowie na moje pozdrowienie.
Pozdrawiajmy się zatem, łatwiej będzie przetrwać ten jesienno-zimowy czas.