expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 30 września 2013

Bieg na Piątkę podczas 35-go Maratonu Warszawskiego

Relacja miała być wczoraj, ale zmęczenie wrażeniami tego dnia zaowocowało lądowaniem w łóżku o 22. Niby tylko 5 km biegu a jednak czułam się, jakby przejechał mnie walec. Nawet dziś łydki i brzuch dają o sobie znać. I bardzo dobrze - bolą, bo zasuwałam w szaleńczym dla mnie tempie . Średnio 5.07 min/km to mój dotychczasowy rekord świata. Na dodatek mam poczucie, że mogło być szybciej. Na mecie nie padłam na ziemię, więc chyba wszystkiego z siebie nie dałam ;-) inna rzecz, że niespecjalnie było jak. Bieg ukończyło prawie 4 tysiące zawodników i to się czuło. Zanim przekroczyłam linię startu minęły już prawie 3 minuty od wystrzału startera. Żeby wyprzedzać innych, musiałam biec po torach tramwajowych na Moście Poniatowskiego. Za to atmosfera była cudowną! Tłumy kibiców na trasie, zagrzewąjacych do walki, wyposażonych w najróżniejsze instrumenty. I dzieciaki przybijające piątkę :-) Na twarzy cały czas miałam uśmiech, biegło mi się dość lekko, no może ostatni km dał mi w kość. Nagroda była jednak warta każdego wysiłku - meta na Stadionie Narodowym to najlepszy pomysł organizatorów. Gdyby jeszcze na trybunach było więcej ludzi ;-)
Od strony organizacyjnej również piątka z plusem. Pakiet startowy odebrałam dzień wcześniej, wszystko odbyło się bardzo sprawnie, bez kolejek. W dniu biegu na wysokości zadania stanęli wolontariusze - z uśmiechem udzielali wszystkich informacji i dopingowali. Na plus zaliczam też brak kolejek do toalet.
Pogoda w sumie dopisała - nie padało i nie wiało, zimno przestałam odczuwać na 4 km (było jakieś 8 stopni).
I najważniejsze - jest nowa życiówka! Wg nieoficjalnych wyników - 25:45.
Jeśli w przyszłym roku nie zdecyduję się na start w Maratonie, to Bieg na Piątkę z pewnością znajdzie się w moim startowym kalendarzu. 





poniedziałek, 23 września 2013

Długie wybiegania vol 2

Za mną drugie podejście do niedzielnych długich wybiegań. Za radą Adama Kleina stopniowo wydłużam czas treningu, docelowo 2h. W endomondo ustawiłam cel - przebiec 1:45h, ale tak naprawdę chciałam zrobić 18 km. I udało się, w równym, przyzwoitym tempie, niewiele ponad 6km/h. I jak zwykle garść przemyśleń :-)
- długie wybiegania można robić bez śniadania i bez jedzenia w trakcie; u mnie pewnie pomogło ładowanie węglowodanami w wieczór poprzedzający bieg, rano wciągnęłam tylko pół bułki z dżemem
- izotonik sprawił, że po treningu nie wykręcało mi łydek, jak tydzień temu; no chyba, że to zbieg okoliczności ;-)
- naturalne składniki górą! niedobrze mi na sam widok tych kolorowych napojów; świetnie sprawdza  się letnia woda + sok z cytryny + miód + odrobina soli
- myślałam, że to banał, ale rzeczywiście - bieganie siedzi w głowie; pierwszy kryzys miałam wczoraj już na 10-tym kilometrze, gdy uświadomiłam sobie, że jeszcze drugie tyle przede mną...
- bardzo mi pomaga głos tej miłej pani w endomondo, która co 1km informuje, jak mi idzie; gdy wydawało mi się, że słabnę i ledwo powłóczę nogami, kopa dawała mi informacja, że jednak ciągle trzymam tempo
- czas się przeprosić z długimi getrami; w krótkich miałam wrażenie, że stygną mi mięśnie
- zmęczenie po takim biegu jest ogromne; cały dzień walczyłam z opadającymi powiekami

czwartek, 19 września 2013

Tak się biega jesienią

Dziś przeczytałam na NaTemat.pl, że kończy się właśnie sezon na bieganie... że co???!!! Dla mnie dopiero się zaczął, wraz z pokonaniem prawie 2-miesięcznego zapalenia oskrzeli i pokonaniem magicznej granicy 10 km ciągłego biegu.
Poza tym zaprawieni w bojach mówią, że jesień i zima weryfikują, kto jest biegaczem a kto tylko "dżogerrem" :-) Ja ciągle mam ambicję zaliczać się do tej pierwszej grupy.
Dla pracującej Matki Polki okoliczności przyrody podczas treningu wyglądają jak na załączonym obrazku. Przyszedł taki czas, że niezależnie od tego, czy biegam rano, czy wieczorem - jest ciemno. Wolę jednak to poranne ciemno, obserwowanie budzących się do życia ludzi, satysfakcję, że pokonałam swojego osobistego lenia i wstałam z ciepłego łóżka o 4.45 (sic!). Przydałaby się tylko czołówka :-)

P.S. W poniedziałek 26-go biegnijcie do Lidla po ciepłą odzież dla biegaczy!

wtorek, 17 września 2013

To zupełnie inna bajka jest...


Nie wiem, czy moje niedzielne bieganie na trasie liczącej prawie 16km to długie wybieganie. Na potrzeby tego posta przyjmijmy, że tak. Nawet bardzo długie, najdłuższe w życiu. Nigdy nie podejrzewałam, że mogłabym pokonać taką trasę na własnych nogach, na dodatek w niezłym tempie, 6:10/km.
Przekroczyłam chyba podczas tego treningu jakąś magiczną granicę  (może to ten słynny próg mleczanowy?). W pewnym momencie moje nogi stały się waciakami, prawie nie czułam stóp, jakby zdrętwiały. Gdy się zatrzymałam niedaleko domu, ból pokurczonych łydek był koszmarny. Chyba nie wracałam jeszcze z taką miną z treningu.
Bolesne chwile minęły szybko po masażu łydek i uzupełnieniu płynów. Satysfakcja i duma trwają do dziś :-)
Przemyślenia po:
1. Da się biegać z bananem w ręku - choć przekładanie go co chwilę było irytujące, dlatego zjadłam go przed półmetkiem.
2. Można jeść, biegnąc i nie udławić się.
3. Zamiast banana trzeba było wziąć wodę lub izotonik - może uniknęłabym bolesnych skurczów. W najbliższą niedzielę wypróbuję taki mix: woda, miód, cytryna, sól.
4. Buty Kalenji z Decathlonu zdecydowanie dają radę.
5. Trzeba solidnie zaplanować trasę przed treningiem, co by nie krążyć później w kółko w celu wyrobienia zaplanowanego kilometrażu.
6. Biegowe wycieczki wciągają  - już rozrysowałam 18-kilometrową trasę na niedzielę.

czwartek, 12 września 2013

Uwielbiam biegać w deszczu!

Dziś czwartek, więc według planu na lodówce, dzień treningu. Budzik nastawiony miałam na 4.45, w planach start ok. 5 i 10 km, które wyznaczyłam wczoraj na Endomondo. Tymczasem wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie... najpierw zasnąć nie mogłam a potem było tylko gorzej. Synek całą noc narzekał na ból brzucha, więc sen miałam interwałowy.
Gdy wybiła piąta rano, poważnie zastanawiałam się, czy iść na trening. Obawiałam się, czy dam radę po takiej fatalnej nocy. Krótka wymiana zdań z wewnętrznym JA, kanapka z dżemem i już wskakuję w biegowe ciuchy. Miało nie padać, sprawdzałam wczoraj, a jednak. Szybka zmiana bluzki z długim rękawem na przeciwdeszczową, lekką kurtkę i w drogę.
 Było mniej więcej tak:


































No dobra, delikatnie obrobiłam to zdjęcie. Tak naprawdę było bardziej szaro i ponuro. Ale ja w deszczu biegać lubię. Krople bardzo przyjemnie chłodzą rozgrzane biegiem ciało. Pod warunkiem, że nie jest ono schowane pod tą różową ceratą z Decathlonu... Obiecuję, że następnym razem pobiegnę w normalnych ciuchach, nie będę się gotować. Po tych 10 km na dworze kurtka była mokra nie tylko od zewnątrz, ale także od wewnątrz, od potu. Podsumowując - mimo mojej miłości do sklepu na D. - kurtka Rain-Cut QUECHUA niekoniecznie.

środa, 11 września 2013

Moja czytelnia

Ja to już tak mam, że lubię czytać a gdy coś mnie zainteresuje, to teorię poznają na równi z praktyką. Zanim sięgnęłam po książki moją podporą były blogi, a tych w sieci jest bez liku.
Oto moja shortlista:
Run The World
Kobiety Biegają
Biegacz z Północy
Panna Anna Biega
Przyjemność biegania 
Radosne bieganie

Wpływ wagi na osiągi




Wynalazłam dziś w sieci stronę z kalkulatorem biegowym, który mnie trochę zasmucił.
Wg niego, na moim obecnym poziomie, przebiegnięcie maratonu zajęłoby mi 4,5 godziny (auć). Ale najbardziej zaskoczyła  mnie ta tabela:

















Nie spodziewałam się, że waga tak bardzo może ważyć na wyniku! Czas zabierać się za siebie i zrzucić jeszcze te 10 kg. Co to dla mnie – pozbyłam się już dwunastu, ha.

I tak mnie ta tabela zaintrygowała, że aż napisałam do szefa Bieganie.pl, Adama Kleina. Potwierdził a poza tym wspomógł bardzo ciekawym artykułem oraz wieloma cennymi wskazówkami dotyczącymi treningu. Dzisiejsze postanowienia:
1) więcej pompek, brzuszków, desek, wykroków, marszów, podskoków – słowem siła biegowa
2) dłuższe wybieganie w każdą niedzielę – docelowo 2 godziny easy run
3) więcej przebieżek i podbiegów
4) cały czas pilnuję diety, co by nie zaprzepaścić tego, co osiągnęłam + zrzucić jeszcze kilka kilogramów

wtorek, 10 września 2013

Dlaczego biegam?





Czytam sobie właśnie na portalu bieganie.pl, dlaczego ludzie biegają. A dlaczego ja się za to zabrałam i trwam w postanowieniu od prawie pół roku? Co powoduje, że chce mi się wstać o 4.40 rano, aby zdążyć z treningiem przed pracą? Niech odpowiedzią będzie obrazek z dzisiejszego treningu. Wracam spokojnym truchtem do domu po pokonaniu kilku dobrych podbiegów a ulicą, w tym samym kierunku co ja, jedzie rowerzysta. Odwraca się za mną, posyła pociągłe spojrzenie, odwraca głowę i… pokazuje zwrócony ku górze kciuk. To jedna z największych nagród, jaka mnie spotkała. W tym geście był podziw oraz wyraz ogromnego zrozumienia, jedności. Za każdym razem, gdy pozdrawiam się z innym biegaczem na trasie, przechodzą mnie ciarki i mimowolnie przyspieszam.
No dobra, ale po co to wszystko???
1. Bo znudziło mi się siedzące spędzanie wolnego czasu.
2. Bo lubię wyzwania i ambitnie realizuję postawione cele.
3. Bo bardzo mi brakowało kontaktu z przyrodą i ruchu na świeżym powietrzu.
4. Bo chciałam dostać medal na mecie choćby najkrótszego biegu :-)
5. Bo chcę dawać dobry przykład swojemu dziecku.
6. Bo sprawia mi to ogromną frajdę.
7. Bo mogę ubrać się najbardziej kolorowo na świecie - różowa koszulka, turkusowe skarpetki - to jest to!
8. Bo mogę jeść w miarę normalnie i chudnę.
9. Bo ciało po tych kilku miesiącach prezentuje się znacznie lepiej.
10. Bo dzięki bieganiu poznaję niesamowitych ludzi z pasją.
Dla mnie to ciągle coś niesamowitego jest. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak wciągnięta w jakąś sprawę. Czy mogę już powiedzieć, że bieganie stało się moją pasją? Boję się, bo słomiany zapał to moje drugie imię. Ale chyba nie bez powodu każdą wolną chwilę poświęcam na czytanie o bieganiu a wolne PLN-y wydaję na sportową garderobę.