expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 4 grudnia 2013

100 spalonych hamburgerów...

Endomondo pokazało dziś





pomyślałam więc, że to bardzo dobra okazja na podsumowanie tego roku :-)
Co prawda zostało go jeszcze 26 dni, ale zakładam, że nie wydarzy się już nic spektakularnego. W każdym razie nie bardziej niż sam fakt, że w ogóle zaczęłam biegać, mam za sobą dystans jak z gór nad morze a na dodatek mogę się tyułować Pąp Kadetką!
A to było tak:

22 kwietnia 2013
Już w drodze z pracy do domu, po ośmiu godzinach spędzonych w klimatyzowanym biurze i kolejnych dwóch w dusznym pociągu Kolei Mazowieckich, postanowiłam, że tego wieczoru wyjdę pobiegać. Wyciągnęłam z szafy Pegasusy Nike'a (kupione kilka lat wcześniej, przy którymś podejściu do biegania), stare bawełniane dresy i takąż bluzę. Chciałam tylko sprawdzić, jak długo będę w stanie biec bez przerwy. Wyszło tego niewiele ponad 15 minut, w średnim tempie 7:29 min/km. Spodobało mi się. W kwietniu wyszłam na "trening" jeszcze 5 razy, robiąc w sumie "kilometraż" równy 18 :-)



pierwsze biegowe buty

pierwszy plan treningowy
Od samego początku prześladowała mnie myśl o moim słomianym zapale i zastanawiałam się, kiedy to kolejne życiowe hobby odejdzie w niebyt. Aby ułatwić sobie zadanie, od razu zapisałam się na zawody - Samsung Irena Women's Run (5 km w czerwcu 2013) - i rozpisałam plan treningowy. Miałam dokładnie dwa miesiące na przygotowanie swojego ciała i głowy do przebiegnięcia w jednym kawałku tego, kosmicznego dla mnmie wtedy, dystansu. Przebiegłam go treningowo już po niecałych trzech tygodniach od rozpoczęcia planu.

pierwsze zawody
To było dla mnie niesamowite przeżycie. Chyba po raz pierwszy od czasów podstawówki brałam udział w jakiejś sportowej rywalizacji. Na dodatek w takiej, w której walczyłam tylko ze sobą. Była pierwsza techniczna koszulka, gadżety od sponsorów, pierwszy numer startowy i najważniejsze - pierwszy MEDAL. A poza tym cała masa doświadczeń na przyszłość.

na mecie Samsung Irena Women's


magia zawodów i pierwsza pauza 
Po Samsungu wiedziałam, że muszę biegać, choćby dla takich chwil, jak przekroczenie linii mety na kolejnych zawodach. To jest naprawdę niesamowite, że kompletni amatorzy mają okazję brać udział w profesjonalnie przygotowanych imprezach sportowych i czuć się jak Olimpijczyk. Kolejnym startem miał być sierpniowy Bieg Szlak Trafi k. Kazimierza Dolnego. No właśnie, miał... Całą radość z przygotowań do zawodów i biegania w ogóle odebrało mi zapalenie oskrzeli, które poddało się dopiero po 2 miesiącach walki i trzech antybiotykach. Fatalnie znosiłam przymusowe leżenie w łóżku i obawiałam się, czy uda mi się wrócić do regularnych treningów. Bakcyl był już jednak połknięty.

pierwszy finisz z prawdziwego zdarzenia
Jeszcze przed chorobą zapisałam się na 10-kilometrowy bieg podczas Pikniku Rodzinnego w Czosnowie (1 września). I w sumie nic w tej imprezie szczególnego nie było - ja w kiepskiej formie po kuracji antybiotykami, pogoda fatalna, atrakcji dla dzieci jak na lekarstwo. Ale popis był tuż przed metą i od tamtej pory finisze są moją specjalnością :-) Cały czas się zastanawiam, skąd się biorą na ostatnich metrach te niesamowite pokłady siły i determinacji, podczas gdy jeszcze przed kilkoma minutami ledwo przebierałam nogami.

finisz w Czosnowie

fall in love with trail running
W szczytowej formie jechałam na Hajnowską Dwunastkę (5 października). To najwspanialsza, jak dotąd, przygoda biegowa. Bo pierwszy raz bieg terenowy, bo zrobiła się z tego towarzyska wycieczka ze znajomymi do Puszczy Białowieskiej, bo zrobiłam życiówkę na 10 km, bo pogoda była cudowna a organizatorzy spisali się na medal. W Hajnówce zakochałam się w bieganiu po lasach i pagórkach i już w drodze powrotnej podjęłam decyzję o zapisaniu się na Półmaraton Kampinoski.

po Hajnowskiej Dwunastce


półmaraton po raz pierwszy i pierwsza kontuzja
Tak, wiem, w nieodpowiednim dla mnie momencie porwałam się na tę połówkę. Może nawet nie było za wcześnie, ale... zlekceważyłam dokuczający od kilku treningów ból uda/pośladka a poza tym kilometraż we wrześniu był chyba za dużym skokiem po 2-miesięcznej przerwie. Wszystko to zemściło się na mnie okrutnie, od 13-go kilometra półmaratonu walczyłam ze sobą, żeby nie zejść z trasy a z bólem borykam się do dziś. Ale szczerze? Nie żałuję ani przez moment swojej decyzji, to była przepiękna trasa, poznałam nowych biegających znajomych, zmierzyłam się z osobistymi lękami.

najtrudniejszy moment Półmaratonu Kampinoskiego

odkrywanie biegania na nowo i zimowo :-)Kontuzja zmusiła mnie do przerwy w treningach i zastanowienia się, co posżło nie tak, gdzie popełniłam błąd. Na biegowe ścieżki wracałam powolutku, świńskim truchtem, bez szaleństw w prędkościach i dystansach. Nauczyłam się czerpać przyjemność z samego biegania a nie tylko poprawiania swoich osiągów. I choć wkurza mnie, gdy pani w Endomondo podsumowuje tempo biegu, to za chwilę myślę sobie, że wolę biegać tak niż w ogóle :-)
A że w międzyczasie jakoś się tak zimowo, mroźno i deszczowo zrobiło, to mega sukcesem i satysfakcją jest dla mnie sam fakt, że w ogóle wyszłam z domu, w tych wszystkich ubraniowych warstwach i z tłustym kremem na twarzy.






No to kolejny post już musi być o planach na 2014!

8 komentarzy:

  1. "Nauczyłam się czerpać przyjemność z samego biegania a nie tylko poprawiania swoich osiągów. I choć wkurza mnie, gdy pani w Endomondo podsumowuje tempo biegu, to za chwilę myślę sobie, że wolę biegać tak niż w ogóle :-)
    A że w międzyczasie jakoś się tak zimowo, mroźno i deszczowo zrobiło, to mega sukcesem i satysfakcją jest dla mnie sam fakt, że w ogóle wyszłam z domu, w tych wszystkich ubraniowych warstwach i z tłustym kremem na twarzy."

    O tak! u mnie jest idenstycznie :))) a propos bugerów szkoda, że to nie znaczy że teraz można je bezkarnie zjeść ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tam za hamburgerami nie przepadam, więc ich nie żałuję, ale masła orzechowego czy domowego ciasta owszem :-)

      Usuń
    2. dla masła orzechowego warto:P

      ja póki co tylko 10 hamburgerów na koncie mam :)

      Pozdro.

      Usuń
    3. o dziesięć więcej od przeciętnego kanapowca!

      Usuń
    4. też prawda:P

      Poza tym bardziej mnie kręci licznik przebiegniętych km:)

      Usuń
  2. ... to ja czekam na te plany!
    Zresztą odkąd zobaczyłam odręcznie przygotowany spis biegów, to niecierpliwość mnie zżera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele się wydarzyło przez ten rok - normalnie, od zera do bohatera :)
    pokaż swoje plany na przyszły rok, ciekawa jestem gdzie się spotkamy oprócz półmaratonu! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. już za chwileczkę, już za momencik :-)

    OdpowiedzUsuń