expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 21 marca 2014

I jak tu nie biegać? Recenzja książki Beaty Sadowskiej

Już dawno nie przeczytałam tak szybko książki. Właściwie to już nie pamiętam kiedy jakiś tytuł wzbudził moje zainteresowanie tak bardzo, jak debiut Beaty Sadowskiej. I naprawdę nie mogę sobie przypomnieć, żeby podczas lektury czegokolwiek łzy ciekły mi po twarzy ciurkiem....

w jednym z wywiadów B. Sadowska powiedziała,
że w jej książce najlepsze są zaokrąglone rogi ;-)
Bo ta książka to przede wszystkim emocje. Być może to ja po urodzeniu dziecka zrobiłam się bardzo ckliwa, ale mnie historie w niej zawarte zwyczajnie wzruszają. Tak samo jak nie mogę powstrzymać łez, gdy oglądam relacje z biegów autorstwa MarathonFilm, nawet jeśli nie brałam w nich udziału. Autorka przywołuje wspomnienia z najróżniejszych biegowych imprez, w których rzeczywiście jest coś z magii. Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego masowego biegu (to był Samsung Irena Women's Run na 5 km). Najpierw pozytywny stres i niedowierzanie, że stoję na linii startu najprawdziwszych amatorskich zawodów a do walki zagrzewają Irena Szewińska i Przemysław Babiarz. Później uczucie, że unoszę się nad ziemią - tak lekko się biegło pierwsze kilometry. W końcu potyczka z samą sobą na koszmarnym podbiegu w piekącym słońcu i meta, która w pewnym momencie wydawała się nieosiągalna.
Od tamtej pory nie bawią mnie powykrzywiane grymasami twarze osób przekraczających metę maratonu, półmaratonu czy biegu na 10 km. Czuję ucisk w żołądku, ogromną dumę i radość, że pewnego dnia postanowiłam zacząć biegać.

jest też kilka fajnych przepisów w stylu "Jedz i biegaj" Scotta Jurka

O tym właśnie jest "I jak tu nie biegać!". To pochwała biegania w najczystszej postaci, bez gadżetów (może poza biegowym wózkiem dla Tysia), zaawansowanych planów treningowych, bezwzględnej walki o życiówki. Nie znajdziecie tu porad typu "jak złamać 3 godziny w maratonie" czy terminów rodem ze słownika wyrazów obcych. Książka jest za to tak napakowana pozytywną energią, że po przeczytaniu 80 stron miałam ochotę wystrzelić z łóżka na trening. Powstrzymała mnie tylko późna pora, ale o 4.30 kolejnego dnia byłam już na trasie.

szkoda, że mój syn jest już za duży  na taki wózek


Nie mam za sobą zbyt wielu przeczytanych książek o bieganiu. Są za to wśród nich takie, które do treningu mnie skutecznie zniechęcały - za dużo było w nich cyferek określających tempo, tętno czy kilometraż. Nie mogłam przebrnąć przez nie w całości, bo przypominały instrukcję obsługi zaawansowanego sprzętu audio-video. W książce Beaty jest mnóstwo takiej pierwotnej, prawdziwej frajdy, której mi jakiś czas temu zabrakło. Nie wiadomo kiedy zaczęłam skupiać się na łamaniu życiówek zamiast na czerpaniu radości. Teraz jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie liczy się wynik, czas na mecie czy rywalizacja z Endomondo. Ważna jest zabawa, zdrowie i poznawanie ludzi - biegacze to niesamowite przypadki!

PS W tym roku chciałabym przebiec maraton :)

7 komentarzy:

  1. Z ust mi wyjęłaś każde słowo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to ja mam łzy w oczach. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie muszę przeczytać, i to najlepiej przed maratonem bo wiem, że wtedy będę potrzebowała ogromnej motywacji i pozytywnej energii.
    A na maraton się zapisuj i nawet się nie zastanawiaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, to dobry pomysł jest, mogę Ci przytaszczyć na urodziny moje
      a o maratonie jeszcze myślę...

      Usuń
  4. Cudowna pozycja zgadzam się. :) Przeczytałam i nabrałam ochoty na ruszenie się z domu już tego samego dnia! Bardzo pozytywna książka!

    OdpowiedzUsuń